wtorek, 5 maja 2009

finding myself making every possible mistake.

Ci tam, stojący przy pianiście –
On, ona wszyscy: sopran, tenor,
Bas; ulubione ich piosenki;
Świece wbrew cieniom
Jasne, wbrew dniom żywe dźwięki… –
Czyż ktoś im rzekł, że lat bieg… –
Jakim tłumem kołują, lecą chore liście!

Ci tam, przycinający krzewy –
Starsi i młodsi – brzegi ścieżek
Oczyszczający z mchu starannie;
Warstewka świeżej
Farby na ławkach i altanie… –
Czyż ktoś z nich zgadł, że bieg lat… –
Spójrz, spójrz, jak tną skrzydłami burzę białe mewy!

Ci, na polanie w dzień gorący –
Chłopcy, dziewczęta – obrus w cieniu,
Śniadanie wydobyte z koszy –
I, w rozbawieniu,
Śmiech, kiedy pies wiewiórki płoszy… –
Czyż ktoś im rzekł, że lat bieg… –
Mur odarty z róż, z resztek ich przegniłych pnączy.

Ci tam, z ufnością tak olbrzymią –
On, ona wszyscy – przez trawniki
Nowego domu taszczący stół, kilim
Dwa foteliki –
Co najlepszego w życiu zgromadzili… –
Czyż ktoś z nich zgadł, że bieg lat… –
Deszcz spływa w rowki liter w kamieniu, ich imion.

Tłumaczenie Stanisława Barańczaka-Thomasa Hardy'ego "Gdy wiatr i deszcz".

Nie znałam.

Brak komentarzy: